sc Girl Almighty | Niall Horan Fanfiction: Czwarty
Layout by Scar

sobota, października 3

Czwarty

– Cholera – Skylet zaklęła.
Leżała jeszcze na czymś miękkim przez kilka sekund, kiedy nagle dotarło do niej, co się stało i gdzie najprawdopodobniej się znajduje. Podniosła się gwałtownie i otworzyła szeroko oczy. Rozejrzała się w koło i z ulgą zauważyła, że wcale nie jest w ohydnej piwnicy tylko w pokoju. Do tego w dość przytulnym pokoju. Leżała na dwuosobowym łóżku pokrytym białą pościelą. Naprzeciw niej znajdowała się komoda z jasnego drewna i etażerki po obu stronach tego pięknego łoża. Pokój pomalowany był na biało. Po jej prawej stronie było wyjście, które najprawdopodobniej prowadziło na balkon.
Skylet niepewnie podeszła do wspomnianych drzwi i delikatnie je uchyliła. Wyszła na taras, z którego rozciągał się cudowny widok na zamarznięte jezioro. Z każdej strony ten cudowny krajobraz zamykał iglasty las, który rozciągał się aż po horyzont. Kiedy poczuła chłodny powiew na swoich nogach, zwróciła uwagę w co była ubrana. Miała dużą, męską koszulkę i swoją bieliznę. W normalnych okolicznościach przejęłaby się tym, że ktokolwiek widział ją nagą, ale teraz jej największym zmartwieniem było to, jak się tu znalazła. I co ma teraz zrobić.
Powoli wróciła do pokoju i podeszła do drzwi. Drżącą ręką sięgnęła do klamki i już miała za nią pociągnąć, kiedy drzwi z impetem w nią uderzyły. Upadła na podłogę z głośnym hukiem i jęknęła z bólu rozchodzącego się po jej głowie. Skylet uniosła wzrok na sprawcę tego zdarzenia i zobaczyła blondyna. Kojarzyła go skądś, ale za cholerę nie mogła sobie przypomnieć jego twarzy. A był naprawdę przystojny.
Jego włosy były koloru blond z brązowymi odrostami. Oczy miał w odcieniu niebieskiego. Biły chłodem i dziewczyna aż się wzdrygnęła na ten widok. Nie był wysoki, ale i tak wyższy od Skylet, która mogła pochwalić się swoim metrem sześćdziesiąt. Miał wyrobioną sylwetkę i szerokie ramiona. Sky dziękowała, że leży, bo w innym przypadku nie byłaby wstanie ustać na nogach. Jego uroda powalała.
– Nie przeprosisz mnie? – zapytała chamsko. Co jak co, ale to, że jest przystojny nie zwalnia go od bycia uprzejmym.
– Dlaczego miał bym to zrobić? – parsknął śmiechem.
Ma bardzo ładny śmiech.
– Bo wypada, dupku – warknęła.
Chłopak nadal z uśmiechem na ustach podszedł do Skylet i podniósł ją z podłogi. Chwilę jeszcze nie puszczał jej dłoni, na co dziewczyna podniosła brew w górę. On tylko szerzej się uśmiechnął. Popatrzyła wymownie na jego rękę, a potem z powrotem w jego oczy. Sky zauważyła, że chłopak zrozumiał aluzję, ale nic z tym nie zrobił. Z niechęcią na twarzy wyrwała dłoń z jego uścisku i wyminęła, żeby wyjść na korytarz. Odszukała wzrokiem schody i z gracją po nich zbiegła.
Skylet poszła prosto ze schodów do salonu. Chociaż bardziej jej przypominało dzienny pokój. Był kominek bardzo podobny do tego, który miała u siebie w domu. Stały tam również dwie kanapy i pufy. Całość prezentowała się dość przytulnie.
Czuła za sobą obecność mężczyzny, więc odwróciła się do niego i z lekkim uśmiechem powiedziała:
– Naprawdę mi się tu podoba. Ale nie mam pojęcia, dlaczego mnie porwałeś i mam nadzieję, że chociaż ty mi to wytłumaczysz.
– Serio nie wiesz, co tu robisz? – zapytał i zdawało się, że faktycznie był zdziwiony.
Sky przejechała palcem po drewnianej komodzie i ze zdumieniem zauważyła, że jest czysta. Jej dłonie drżały za każdym razem, kiedy wykonywała nimi jakikolwiek ruch. Zwlekała z odpowiedzią, bo zastanawiała się, czy powinna wspomnieć o swoim bracie. Chociaż ten blondyn i tak wiedział, że ona ma rodzeństwo. Napisał jej to.
– Harry miał wszystko wytłumaczyć. Szłam do niego, kiedy mnie porwałeś. Pewnie się zamartwia – mruknęła, kontynuując swoją wycieczkę po domku.
Zajrzała do kuchni. Tamto pomieszczenie również umeblowane było w podobnym stylu, co reszta domu. Meble były białe z elementami jasnego drewna. Na środku stała wysepka kuchenna z dwoma stołkami barowymi. Na wyspie znajdował się szklany wazon z bukietem świeżych kwiatów.
– Ktoś dba o ten dom – pomyślała na głos.
– Kilka kilometrów dalej mieszka starsze małżeństwo. Przyjeżdżają tu raz w tygodniu – wytłumaczył jej chłopak, a Skylet nie miała pojęcia, po co to wszystko robi.
Gdzieś daleko w jej głowie znajdowała się myśl, że chodzi o Harry'ego. To wydawało się wręcz oczywiste. Ale nie powiedziała już tego chłopakowi. Postanowiła wrócić do salonu i przyjrzeć się płytom, które były tam umieszczone. Arctic Monkeys, Nirvana, The Rolling Stones, Evanescence, Truly, AC/DC.
– Te zespoły są cudowne. Widzę, że mamy podobny gust muzyczny – uśmiechnęła się szczerze, nie odwracając się w stronę chłopaka. – Możesz mi powiedzieć, jak masz na imię?
– Niall – odezwał się tuż za nią. – Mam na imię Niall.
Odwróciła głowę w jego stronę, nadal trzymając w ręku płytę Evanescene, i ciepło się do niego uśmiechnęła.
– Nie rozumiem cię. Cholernie ciężko mi cię pojąć – wyszeptał w jej usta, delikatnie się przysuwając.
– Dlaczego?
– Raz jesteś wredną suką, a innym razem zachowujesz się tak miło. Nie krzyczysz, nie próbujesz uciec, nie robisz afery. Nie przypominasz żadnej dziewczyny, które dotąd poznałem. Jesteś tak bardzo pociągająca, że mam ochotę cię teraz docisnąć do tej ściany i całować, jakbyśmy mieli się już nigdy więcej nie spotkać. A z drugiej strony tak bardzo mnie rozpraszasz, że nie wiem co ze sobą zrobić. – W tym momencie jego wargi stykały się minimalnie z wargami Skylet.
– Myślisz, że gdybym próbowała uciec to cokolwiek bym zdziałała? Zapewne jesteśmy kilkadziesiąt kilometrów od miasta – powiedziała, odsuwając się od niego i posyłając triumfalne spojrzenie.
Niall warknął niezadowolony i wyszedł, trzaskając drzwiami.
– Efektownie – mruknęła i skierowała się schodami w górę.

**

Po ponad godzinnym leżeniu na łóżku, Skylet stwierdziła, że ma już dość. Nienawidziła być sama. A tym bardziej nic nie robić podczas bycia samotnym. To nie tyle co zasmucało dziewczynę, co bardziej drażniło. Ta cała cisza dzwoniła jej w uszach. Do tego już po kilku minutach zaczynała się wiercić. Zdecydowanie była żywą osobą.
Tak więc zwlekła się z łóżka i wyszła na balkon i wzrokiem przeszukała cały obszar dostępny jej oczom. Nie zauważyła ani blondyna, ani jakiegokolwiek pojazdu. A przecież czymś musieli się tu dostać. Zniechęcona, mozolnie wyszła z pokoju i zbiegła w dół. Skierowała się w stronę drzwi wejściowych, ale kiedy szarpnęła za klamkę, okazały się zamknięte.
– Jaki, do cholery, jest sens zamykania drzwi wejściowych, kiedy drzwi balkonowe są otwarte? Równie dobrze mogłabym nimi uciec – powiedziała na głos. – Matko, zaczynam gadać sama do siebie. – Pokręciła głową i odwróciła się na pięcie.
Chciała rozejrzeć się trochę po okolicy. I zdecydowanie musiała napisać Harry'emu, że nic jej nie jest i da sobie radę. I Cassie. Z nią również musiała porozmawiać. Pewnie wszyscy się zamartwiają. Odwróciła się na pięcie i zmierzała w stronę salonu, kiedy usłyszała warkot silnika i po chwili krzyczący głos. Sky zastanawiała się, czy Niall może kogoś ze sobą przyprowadził. Tak naprawdę wcale go nie znała i mimo że wydawał się bezpieczny, różne demony mogły w nim siedzieć.
– Szczerze, mam to gdzieś. On i tak jej nie znajdzie – powiedział chłopak, wchodząc do domu, wcześniej otwierając drzwi kluczem.
– Kto mnie nie znajdzie?
– Stary, muszę kończyć. Odezwę się później. – Chwilę jeszcze tak stał z telefonem przy uchu, po czym delikatnie się zaśmiał i rozłączył połączenie. – Zrobiłem zakupy.
– Wiesz, zazwyczaj kiedy się denerwuję, to idę, na przykład, pobiegać. Jeszcze nigdy nie robiłam zakupów, pomaga? – zapytała ze sztucznym uśmiechem, chcąc go jeszcze trochę podenerwować.
– Biegasz? – zapytał, równie chamsko i sarkastycznie. – Nie zauważyłem.
Niall zaczął wypakowywać produkty i zabrał się za przygotowanie posiłku. Blondynka, siedząc na stołku barowym, patrzyła na niego skoncentrowana. On również był dla niej zagadką. W końcu nie często zdarzało się, że obcy facet porywał ją na ulicy. Co prawda zachowywała się spokojnie, ale w środku wręcz krzyczała o pomoc. Błagała Harry'ego, by szybko ją znalazł. Zbliżał się wieczór, a wiadomo, że w nocy ludzie są całkiem inni niż za dnia. Chociaż miała ogromną nadzieję, że nie wykorzysta jej w żaden ohydny sposób.
– Gapisz się. – Niall przerwał jej rozmyślania.
– Pomimo tego twojego obrzydliwego zachowania, jesteś przystojny – powiedziała.
– Czy to miał być komplement?
– Cokolwiek pozwoli ci spać w nocy – mruknęła cicho, ale tak by chłopak ją usłyszał.
– Ha ha. Bardzo śmieszne. – Zaśmiał się sztucznie i wrócił do gotowania.
– Będę mogła zadzwonić do Harry'ego? – zapytała po kilku minutach.
– I może jeszcze na policję?
– W sumie na jedno wychodzi, skoro Harry studiuje prawo – wzruszyła ramionami.
– W takim razie nie. Nie możesz do niego zadzwonić.
– Wal się.
Wyszła z kuchni. Zachowywała spokój, z resztą tak jak zawsze. Nie była wybuchowa. Owszem, czasami jej się zdarzało na kogoś krzyknąć, jednak wtedy ktoś musiał ją naprawdę zdenerwować. Sky wychodziła z założenie, że im mniej się denerwujemy, tym dłużej żyjemy. A ona zdecydowanie miała dużo planów na swoją przyszłość.

**

– Skylet, kochanie! – Usłyszała głos chłopaka z dołu. Przez jeden moment miała nadzieję, że to Harry. Zawsze mówił do niej kochanie. Ale potem wróciła do niej rzeczywistość i przypomniała sobie o Niallu. – Zrobiłem kolację!
Zeszła ze schodów i skierowała się do kuchni. Już w progu poczuła cudowny zapach potrawy. Była bardzo głodna. W końcu nie jadła nic przez cały dzień.
– Nic tam nie dorzuciłeś, prawda? – zapytała.
– Jesteś zbyt cenna, żeby cię zabijać – odpowiedział i Skylet zrozumiała, że nie chodzi o to, że jest po prostu wyjątkowa.
Kiedy podeszła bliżej, Niall wcisnął w jej ręce sztućce, a sam zgarnął z blatu dwa talerze spaghetti. Skierowali się do prowizorycznej jadalni, która liczyła stół i cztery krzesła, ustawione między schodami, a salonem. Wszystko ładnie ułożyli, a chłopak wrócił jeszcze po sok pomarańczowy i dwie szklanki. W ciszy zaczęli jeść. Czuła na sobie spojrzenie Nialla, tak bardzo się w nią wwiercające.
– Może po prostu powiesz mi, co jest nie tak, a nie się na mnie gapisz przez cały czas? – zapytała chamsko, całkowicie tracąc cierpliwość.
– Smakuje ci?
– Niall, możesz mi w końcu powiedzieć, co ja tu, do cholery, robię? Mam dość tego, że każdy to przede mną zataja! Jestem w samym centrum, czegoś, o czym nie mam bladego pojęcia! – wykrzyknęła.
– Czy możesz zrozumieć, że mam to gdzieś? Będziesz tu, dopóki twój brat po ciebie nie przyjdzie!
– Jak ma to zrobić, skoro nawet nie wie, gdzie jestem? Niall, wydajesz się mądrzejszy!
– Przeginasz. Lepiej się zamknij, bo ci pomogę – syknął.
– Jesteś zwykłym, sarkastycznym idiotą, który mówi więcej, niż robi – powiedziała najbardziej jadowitym głosem, na jaki potrafiła się zdobyć. – Nie boję się ciebie – skłamała.
Cholernie się go bała. Był nieprzewidywalny. Oddychała ciężko. Czuła w sobie złość i przerażenie. Wtedy blondyn zaczął się do niej zbliżać. Jego szerokie ramiona były napięte, a oddech urwany. Był tak bardzo zdenerwowany. Skylet nie miała pojęcia, co powinna zrobić, więc najzwyczajniej uciekła. Jak zawsze zresztą. Chciała wybiec z domu, ale była ubrana w koszulkę i dżinsy. A na dworze panowała zima. Tak więc wbiegła do kuchni. Przypomniała sobie, że znajdowały się tam jakieś drzwi. Oczywiście, nie miała bladego pojęcia, co się za nimi znajduje, ale chyba już nic nie mogło jej zdziwić, prawda?
– Skylet, nie wchodź tam! – Usłyszała za sobą przerażony głos chłopaka.
Jej ręka wisiała nad klamką, gotowa, by pociągnąć ją w dół. W powietrzu wisiała napięta atmosfera, wymieszana z desperacją i strachem. Zaciekawiona blondynka położyła dłoń na klamce i z błyskiem w oku zapytała:
– Dlaczego? Jest tam coś nieprzeznaczonego dla mnie?
Z postawy Nialla domyślała się, że robił się coraz bardziej zły. Mrużył swoje oczy i zaciskał pięści. Chciał coś powiedzieć, ale jedyne, co był w stanie zrobić – to tkwić w jednej pozycji, na przemian rozluźniając i zaciskając pięści.
– Obiecuję ci, że jeśli tam wejdziesz, to nie wyjdziesz, dopóki ci na to nie pozwolę – wysyczał.

"Jakże łatwo można dać się zwieść, wierząc, że człowiek jest czymś więcej niż tylko człowiekiem." - John Green
~*~

Witam Was w czwartym rozdziale (jesteśmy już razem 8 tygodni!) ♥
Podoba Wam się zakończenie? Na początku nie chciałam urywać w takim momencie, ale zauważyłam, że rozdział już jest bardzo długi i tak jakoś wyszło. Nie zabijcie mnie! xx

Do zobaczenia za dwa tygodnie! ♥ 
Muffy xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za każdą opinię!
Staram się odpowiadać na wszystkie wasze komentarze ♥